czwartek, 29 lipca 2010

Kudowa-Zdrój dzień 4

Poniedziałek, nastał dzień uderzenia na Błędne Skały i Szczeliniec. Mimo złowieszczych prognoz underground.com znowu nam się udało. Na pierwszy ogień poszły Błędne Skały. 

Czeskie Broumovske Steny, widok ze Szczelińca
Po niedzielnej wycieczce do Pstrążnej tym razem darowaliśmy sobie kozaczenie i do celu pojechaliśmy samochodem. Zresztą, do rezerwatu dojeżdża się pięknie wyasfaltowaną tzw. Szosą stu zakrętów. Moje uwielbienie do takich odcinków spowodowało, że nie było mowy aby wlec się tam jakimś busem czy innym PKSem. Wspaniała zabawa trwała do ok. 2/3 podjazdu, po czym trafiliśmy na kierowców z nizin naszego kraju, którzy na takich górkach czują się jakby zostali zesłani tu za karę. Dalej już grzecznie dotarliśmy do miejsca gdzie podjazd do Błędnych oddziela się od głównej szosy. Za podjazd bocznym asfaltem pod sam rezerwat należy uiścić opłatę w wysokości 10 zł, a możliwy jest on tylko o pełnych godzinach zegarowych, zjazd w połowie godziny. Wycieczkę po Błędnych Skałach otwiera taras widokowy na okolicę. Później zagłębiliśmy się w labirynty utworzone przez erozję. 

Błędne skały
Zróżnicowanie form skalnych przyprawia o ból głowy i nie każdy obiektyw jest w stanie objąć dość dużo aby pokazać korelacje interesujących skałek z najbliższym otoczeniem. Miejsca jest mało, a ściany niekiedy wysokie. Na szczęście mam Samyanga :D Jedna rada, nie dajcie się porwać nurtowi turystów zaliczających atrakcje. Oni przychodzą tylko po to aby odbębnić poszczególne miejsca lotem błyskawicy, zrobić zdjęcia pamiątkowe rozradowanej rodzinki na tle płyty upamiętniającej zbrodnie II Wojny Światowej i pognać dalej, byle było co znajomym pokazywać. Kiedy udało się przetrzymać najazd Hunów i wycieczki z młodzieżowego obozu letniego, wtedy mogliśmy zwolnić kroku i po napawać się deszczo, mrozo i wiatrodziełem natury.


Cuda erozji
Momentami przejścia w labiryncie są tak wąskie i niskie, że sensownym staje się padnięcie na kolana. W wielu „korytarzach” wycieczka amerykańska dostałaby ataku paniki i spazmów, bo nawet ich dusze nie zmieściłyby się pomiędzy ścianami. 

Bywa bardzo wąsko
Po drodze mija się utwory o nazwach Stołowy głaz, Skalne czasze, Okręt, Labirynt, Kurza stopka, Długi pasaż, Kuchnia. Po wszystkim myk, zniszczonym niestety już odcinkiem Szosy stu zakrętów w kierunku Karłowa i pierwszy rzut oka na Szczeliniec Wielki. Z perspektywy wygląda rzeczywiście jak stołowy stół. 

W tle Szczeliniec
Po ominięciu sporej liczby straganów z pamiątkami jak ciupagi, wisiorki, kartki pocztowe, góralskie kapelusze, proce, łuki, obracane obrazki, w których pomiędzy szybkami znajduje się piasek i woda symulująca morską plażę (skąd tu morska plaża?) i inne rzeczy tym podobne, dotarliśmy do schodów. Ciągnęły się one w nieskończoność, a zmęczone nogi odmawiały współpracy bardzo szybko. Wyprzedzeni przez dzieci, skaczące jak sarenki, psy skaczące jak psy i innych turystów, którzy przezornie od Szczelińca rozpoczęli zwiedzanie stołowych gór, lekko czerwoni i zdyszani doczołgaliśmy się do Ucha igielnego. Jest to dziura w skale, przejście której gwarantuje każdemu życie w zdrowiu, szczęściu i pomyślności, albo chorobie i biedzie. Detalicznie to nie pamiętam, ale i tak nie ma innego wyjścia, bo tędy prowadzi jedyna ścieżka. 

Dzielne ekipy dbają na bieżąco aby skały nie przewróciły się na turystów ;)
Dalej jest dzwoniący kamień, nie wiem, nie sprawdzałem bo Era wymówiła współpracę jeszcze na schodach. W końcu dotarliśmy do malowniczo położonego schroniska, ze wspaniałym widokiem na przedpole gór. Panoramę z tego miejsca i jeszcze kilku innych wrzucę na bloga kiedy już wrócimy do domu i będę miał pod ręką odpowiednie narzędzia. 

Schronisko na Szczelińcu
Dalej jest już płatny odcinek autost… szlaku wiodącego przez Pałac, Baranek, Tron pradziada, Wielbłąda, Diabelską Kuchnię (Gordona Ramseya nie było akurat bo pojechał na targ po produkty), Piekło, Czyściec, Niebo, Kwokę, Sowę, Koński łeb i na widowiskowych tarasach, pokazujących drugą stronę gór kończąc. 

Szczeliniec Wielki
Trasa jest wspaniała i tylko w jednym miejscu można pomóc sobie kolanami przy przeciskaniu się pomiędzy skałami. Można zresztą to miejsce ominąć, specjalnie przygotowanym do tego celu „objazdem”.



Piekło, tym razem zimne

Głowa Małpoluda

Taras widokowy od strony Karłowa
 I na tym prawie zakończyła się wycieczkowa część dnia. Jeszcze tylko powrót Szosą stu zakrętów (yeah!) zepsuty tradycyjnie w 2/3 długości przez maruderów (buuuuuu). 

W następnym odcinku Wambierzyce i Lewin Kłodzki.

4 komentarze:

  1. Jak na razie konsekwentnie trwasz w tym, do czego usilnie podchodziłam po każdej wycieczce, ale brakło mi cierpliwości :D Powodzenia w pisania!!

    OdpowiedzUsuń
  2. pisaniu, nie pisania :)

    OdpowiedzUsuń
  3. moc hezke mas Pane te fotky

    OdpowiedzUsuń
  4. Pogoda nie sprzyja konsekwencji, ale się staram :)

    OdpowiedzUsuń