Dziki szał przygotowań do świąt, zakupy, prezenty, szopki, dwie wigilie, później jeszcze sylwester i w końcu nowy rok. Uff, ciężko było. Na szczęście przeżyłem, po raz kolejny. Tylko jakoś zmęczony się czuję po tym galimatiasie. Aparat noszę przy sobie raczej z przyzwyczajenia niż na wypadek lądowania boeinga w centrum miasta. Przychodzę do domu i nic mi się nie chce. Może ma to związek z naukowo wyznaczonym najgorszym tygodniem roku? Podobno jego podstępne szpony omotały nas w dniach od 18 do 24 stycznia. Byle jak najszybciej przeszedł. Pozostanie oczekiwanie na zakończenie władania zimy, czyli długi dzień, ciepełko, piwko w pięknych okolicznościach przyrody, aż serce rośnie.
Póki co pozostaje ratowanie się elementami humorystycznymi. Od kilku lat jedną z moich ulubionych stron jest www.wulffmorgenthaler.com. Codziennie nowy pasek z często zaskakująca pointą. Zachęcam do odwiedzania. Dla przykładu jeden z zabawniejszych.
Teraz mam nadzieję, że bloga będę uaktualniał częściej.
No to post ponownie stał się aktualny - kolejne święta powoli nas mijają :P
OdpowiedzUsuń